...
Czasem chciałbym po prostu zniknąć, nie być odpowiedzialnym za nikogo i za samego siebie, być kompletnie niezależnym, być dla siebie nikim, bardziej się upodlić i żeby nikt mnie oglądał, nikt do mnie nie mówił, nie grzebał w tym moim pustym łbie...
To popieprzone wszystko, gdy nienawidzę swojej samotni i pragnę do ludzi, ale tylko do tych, którzy w choć najmniejszym stopniu mnie rozumieją lub chcą mnie choć troszkę zrozumieć... z jednej strony się denerwuję gdy L. i D. włączają swoje wiertarki, ale gdy ich nie ma, to wtedy mi tego brakuje. To wtedy właśnie wkurwiam się na to, czego tak bardzo nienawidzę... Zawsze tak jest... Nie potrafię się uśmiechać i nie umiem się z niczego cieszyć...
Przecież ja nie zawsze taki byłem... Co i kiedy tak się porobiło...?
Dlaczego nie może być "just like that"? Czemu trzeba kopać i kopać i wywlekać wszystko do góry nogami coś, o czym najchętniej chciałbym zapomnieć, żeby to zamknąć, zakopać i zapomnieć i zacząć z czystą kartą?
Dodaj komentarz